wtorek, 5 marca 2013

Dość spóźnione walentynki

Było już całkiem ciemno kiedy otworzyłam oczy. Ziewnęłam potężnie i powoli wyczołgałam się z jaskini. Najchętniej położyłabym się w mojej torbie jednak wiedziałam, że gdybym padła na łóżko nie podnosiłabym się z niego do rana. Wykończona po całym dniu, mając za sobą tylko tylko 2 godziny snu musiałam zrobić obchód watahy. Jako jedyna czujka nocna miałam to na swojej głowie. Zazwyczaj nie miałam z tym problemów bo zawsze wychodziłam po zmroku jednak sprawy stada nie dawały mi pospać w dzień. Ledwo powłócząc łapami ruszyłam przed siebie. Wychodząc z jaskini skierowałam się w stronę północnej części Lasu Duchów. To tam zamierzałam zacząć swój patrol. Była to bowiem jedna z najniebezpieczniejszych części watahy. Idąc przed siebie mijałam Pijacze Pagórki. Nie miałam ochoty męczyć się z wchodzeniem na nie. Ciemność przebijały pobłyskujące kolorowe światła z Night Clubu. Przez głowę przeleciała miła jedna mała myśl.
-Nie kochana – odezwałam się do siebie. - Najpierw obowiązki potem zabawa... No dobra ale tylko na jednego...


Po dwóch godzinach wracałam chwiejny krokiem, przewracając się co chwile na zielonych pagórkach. W głowie szumiało mi od mojego ulubionego drinka z wiewiórczą krwią. Mimo tego w jakim byłam stanie nie zamierzałam zaniedbywać swoich obowiązków jako alpha. Skręciłam w stronę lasu i starając się za wszelką cenę utrzymać prostą postawę przyśpieszyłam nieco tępo. Moja demoniczna zdolność doskonałego widzenia w ciemności nieco osłabła. Jednak ból głowy związany z częstym wpadaniem na drzewo nie przeszkadzał mi w byciu czujnym. Obserwując otoczenie, albo raczej węsząc wokół bo nic nie widziałam i nucąc sobie pod nosem czołówkę Pokemonów przeszłam połowę lasu.
Zaniepokoiły mnie dziwne odgłosy dochodzące z krzaków. Skradałam się w miarę cicho w tamta stronę. Stanęłam na dwóch tylnych łapach i zajrzałam co znajduje się w krzakach. Usłyszałam tylko oburzone glosy jelenia i lani którzy właśnie igraszkowali sobie spokojnie wiec natychmiast się wycofałam. Szłam coraz głębiej raz co jakiś czas ślizgając się na zużytej prezerwatywie. Myśląc o tym, że przydałoby się tu trochę posprzątać tłumiłam w sobie dziwne uczucie samotności, które się nagle we mnie pojawiło.
-Mam Cie! - usłyszałam za sobą głośny ale dość piskliwy krzyk i poczułam ze coś skoczyło mi na plecy. Odruchowo zrzuciłam z siebie stworzenie i odwróciłam się gotowa do ataku.
Natychmiast jednak ukryłam swe kły widząc zwinięta bordową kulkę lezącą na trawie.
-Tim?
Wielkie nietoperze uszy z futerkiem na czubkach wystrzeliły w gore a stworzonka wlepiło we mnie swój pełen przestrachu wzrok.
-Ssaduś...
-No pewnie mały. - uśmiechnęłam się pomagając mu wstać. - Nigdy więcej mnie tak nie strasz.
Widać było, ze najlepszy przyjaciel mojego ojca strasznie się zmienił. Mniejszy o parę centymetrów z o wiele krótszą sierścią z wyjątkiem oczywiście długiej niebieskiej grzywy z której wystawało kilka połamanych gałązek. Moja uwagę jednak przykuła jego ćwiekowana obroża, kolczyki na uszach i tatuaż jak u kucyka pony z czaszką i owiniętym wokół niej wężem.
-Zmieniłeś się.
-No widzisz po dwustu latach życia trzeba w sobie coś zmienić.
-Przechodzisz okres buntu młodzieńczego?
Zaniechałam tłumaczeń gdy napotkałam jego zdziwiony wzrok.
-Co cie tu właściwie sprowadza?
Timy przybrał poważny wyraz twarzy i nagle nie wiadomo skąd (ale proszę bez dziwnych domysłów) wyciągnął piękna czerwona róże.
-Sad... Zostań moja walentynka.
Szczerze mówiąc trochę mnie zatkało.
-Tim. Wiesz kiedy są walentynki?
-14 lutego
-A wiesz, ze mamy marzec?
-No wybacz. Wyszedłem do ciebie z samego rana. Nie moja wina ze tak daleko mieszkasz.
Być może byłam jeszcze pod wpływem alkoholu i to mnie skłoniło do takiej decyzji ale zgodziłam się spędzić tę noc z o wiele starszym chodź mniejszym ode mnie kolegą.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz